Elul, rok 2016 r.
Już dobrą godzinę temu słońce skryło się za wzgórzami otaczającymi miasto Capricorn, sprawiając, że w dolinie zapanował mrok. Tym razem nawet gwiazdy postanowiły nie rozgaszczać się na niebie, co tylko dodało otuchy wszystkim tym, którzy nocą zarabiali na swojej niegodziwości. W Capricorn nie było o to trudno. To miasto portowe wręcz słynęło z wysokiego wskaźnika kryminalności, czemu nie można było się dziwić, patrząc na fakt, iż spływały tutaj narodowości z całego świata, przynosząc ze sobą swoje bogactwa, ale i swoich łotrów, którzy tutaj znajdowali schronienie.
Jakiś łajdak, którego ratowały jedynie pełne sakwy, po wykonanej działalności wkradł
się do całkiem pełnego lokalu, o którym się mówiło nawet daleko poza miastem. Karczma „pod Dzikim Koniem” słynęła z tego, że jej gośćmi bywali przeważnie bogaci panowie, lordowie, wojownicy, którzy przychodzili się kulturalnie napić i zabawiać z kobietami, które po cichu pracowały zatrudniane jako karczmarki u jednego z najbardziej wpływowych kupców - Alto Santany.
Łajdak zdjął kaptur i się rozsiadł wygodnie na czerwonej kanapie. Przychodził tutaj przeważnie, żeby posłuchać “jej”.
Owa “ona” właśnie miała zacząć swój magiczny występ, jak każdego trzeciego dnia tygodnia. Mężczyzna zatrudniony jako osoba zabawiająca obecnych gości wskazywał na fortepian, do którego nieśpiesznie siadał jeden z muzyków. Był to mężczyzna w eleganckiej czarnej szacie, jednak po jego twarzy widać było znudzenie. Uwaga jednej chwili całkowicie odeszła od niego, gdy na scenę weszła zwiewnym krokiem kobieta. “Ona”.
Gadel była śpiewaczką, którą zatrudniał Alto ze względu na ogromny talent do porywania męskiej części publiczności. Kobieta miała dwadzieścia pięć lat i mówiono, że trzymała się z dala od dominujących męskich rąk, które zamknęłyby ją w domu z dziećmi.
Była piękna i zdawała sobie sprawę, że również na tym pięknie zarabia, toteż podkreślała je jak najlepiej mogła. Szczupłą sylwetkę uwydatniała czarna suknia, która przylegała do jej ciała i rozszerzała się dopiero na wysokości ud. Była to bardzo ładna sukienka
z głębokim dekoltem w kształcie litery V, który przyciągał wzrok wielu obecnych możnych zdecydowanie za bardzo chętnych do spojrzenia, w miejsce, w którym się kończył. Jej ciemne włosy opadały na śniadą cerę, zakrywając niemal jedno z jej oliwkowych oczu okolonych wachlarzem czarnych rzęs. Usta malowała na czerwono. Nauczyła się tego od karczmarek, które zwracały tym na siebie uwagę. Starała się jednak dobrać czerwień do całości w taki sposób, aby wyglądała na jej ustach dostojnie i elegancko.
Kobieta puściła oko i pomachała do najbogatszego lorda znajdującego się na sali, którego poznała kilka tygodni wcześniej na bankiecie organizowanym przez jej szefa. Poczuł
się tym niezmiernie zaszczycony. Po tym akcie kobieta otworzyła usta, a z nich wydobył się przepiękny śpiew. Na sali zapanowała cisza.